czwartek, 1 sierpnia 2019

4.09.2018

„Jest taki piękny cytat w filmie Sara "Kobieta wie, kto jest jej mężczyzną". I to jest święta prawda. I zawsze mówię, że bym chciałam poznać kogoś, kto mnie po prostu zmiecie z powierzchni ziemi. Że się pojawi a ja pomyślę "O - oł, zaczynają się kłopoty". Nie wymuskanego księcia na białym koniu, bo mnie samej do księżniczki daleko, ale prędzej żabę z charakterem. Takiego lodołamacza, który wpadnie do mojego życia z czekanami i roztrzaska lód w moim sercu.

Lód, który powstawał przez lata. Przez mężczyzn roszczeniowych. Niezdecydowanych Piotrusiów Panów. Mężczyzn którzy chcieli mnie ograniczyć. Którzy mieli wyidealizowany obraz mojej osoby w głowie. Którzy za wszelką cenę chcieli mnie później zmieniać, chcąc bym wpasowała się w jakiś ich szablon, ale nie patrząc na to ze zakochali się we mnie właśnie takiej jaka byłam i jakie życie prowadziłam. Mężczyzn - dzieci, których wiecznie trzeba prowadzić za rączkę. Awanturników. Furiatów. Zazdrośników. Przewrażliwionych na swoim punkcie obrażalskich. Szukających wrażeń na boku.

Lodołamacza, który będzie chciał się przedrzeć przez cały ten syf i bałagan, który w sobie noszę i doskrobać się do mnie prawdziwej.”

Podobno kłamstwo powtarzane tysiąckrotnie staje się prawdą. 

Powtarzam więc: „jest mi dobrze samej”. I żyję tak od pierwszej porannej kawy w pracy do kolejnej rozprawy, francuskiego, zajęć na aplikacji, kolejnych przebiegniętych kilometrów. Powtarzam sobie dalej „jest mi dobrze samej”. I jest mi dobrze, póki wszystko się układa. Problem zaczyna się, gdy zaczynają się schody. Gdy potrzebuję wsparcia. Gdy wracam do domu i chcę oprzeć się na męskim ramieniu i powiedzieć „jest mi źle”. Żeby ten ktoś poszedł po lody, czekoladę i żelki i głaskał mnie po głowie zapewniając, że będzie dobrze. 

Mijam zakochane pary trzymające się za ręce, idące wzdłuż Malty i patrzę na zachód słońca. Piękny widok. Romantyczny. Miło byłoby z kimś tak pospacerować. Wtulić się w silne męskie ramie. Pomimo tego dalej powtarzam sobie „jest i dobrze samej”. 

„Bzdurne, nic nie warte relacje. Puch marny nie faceci. Na co mi to? Po co marnować swoją energię? Skup się na sobie” - głośno krzyczy Rozsądek. 

Serce ściska się w odpowiedzi. 

„Złamane serce wcale nie uczy odporności. Uczy nas za to chronić swoją kruchość. Uczy nas strachu przed miłością. Podkreślając grubą czerwoną linią nasze błędy i porażki, drwi z naszej rozpaczy. Kiedy kończą mi się łzy, osuwam się na najbliższą ławkę i próbuję wziąć się w garść. W piersi czuję głęboki, wściekły ból i zastanawiam się, jak długo będę musiała z nim żyć.”
- Leisa Rayven

Im dłużej jestem sama, tym bardziej boję się że ktoś mnie zrani. Puste miejsce w sercu zawaliłam stertą niepotrzebnych bibelotów, zabiłam deskami i udaję, że to porządek. Perfekcyjne życie singielki z kotem. Spełnienie zawodowe (no, prawie) w jednym z (ongiś) najbardziej prestiżowych zawodów. Mieszkanie (w trakcie urządzania) na wysoki połysk. Eleganckie ubrania, torebki i buty. Podróże i imprezy. Silny charakter i własne zdanie. Przy bliższym poznaniu śmiech, luźne podejście do życia i zawsze zaskoczenie - „jesteś normalna”.  

Przyciągam nieodpowiednich facetów jak magnes. 

Sędzia sądu rejonowego po rozwodzie i z dzieckiem, który nie chce się wiązać. Fotograf który pieprzy o friendzone a potem ma pretensje że się z kimś spotykam. Trener personalny z napompowanym sterydami sznurkiem łączącym uszy zamiast mózgu. 34-letni piotruś pan, którego rozwój emocjonalny zatrzymał się na wieku 14 lat. Kolega ze studiów, który jak się okazało miał dziewczynę. Kucharz który chyba walczy z podejrzeniami kolegów (a może własnymi) że jest gejem. Fotograf z drugiego końca Polski który na zmianę jest miły, potem obraża i w końcu próbuje grać na emocjach tylko po to żebym się z nim spotkała i nie rozumie słowa „nie”. Niepewny siebie, wiecznie smutny fan motorsportu. Adwokat (po rozwodzie?). Anestezjolog (po rozstaniu?). „Fighter” o zajęciu wątpliwej legalności. 

Wszyscy łapią się na powierzchowność i stwarzane przeze mnie pozory. Chcą żebym wpasowała się w ich wizję i schemat kobiety. Albo mają inne... oczekiwania względem mnie.

Bardzo rzadko zdarza się, że to mnie się ktoś najpierw spodoba. Z kim będę mieć niewytłumaczalny „vibe”, kto będzie mnie pociągał seksualnie, intelektualnie, przy kim będę sobą. Zazwyczaj kalkuluję, na jakie ustępstwa jestem w stanie pójść, jaką cechę charakteru "schować". Nigdy nie skreślam nikogo od razu. Tak naprawdę nie mam dużych wymagań. Praktycznie żadnych.

I potem rozmawiasz z kimś i czujesz się jakbyś znała tą osobę sto lat. Kto od razu wytrąca ci karty z rąk i mówi: „chowasz się za filtrami z instagrama”. „Jesteś inteligentna”. „Wyglądasz lepiej na żywo”. Myślisz - to o mnie?

Zawsze rozpieprzają mnie takie drobne rzeczy. Mnie nie zdobywa się wystawnym życiem, pieniędzmi, wyjściami, imprezami, znajomościami. Mnie zdobywa się małymi gestami które znaczą tak wiele. Tak jak B. zdobył mnie koszulką którą mi dał i powiedział, że to koszulka którą zachował dla dziewczyny która będzie jego żoną. 

Ups.

Chcę kogoś, kto zwariuje na moim punkcie. Kto będzie moją bratnią duszą. Kto będzie wstawał rano myśląc o mnie i tak samo zasypiał. Kto będzie tęsknił za mną, walczył o mnie, traktował jak księżniczkę, przyjaciela, kochankę i kumpla. 

Tylko i aż tyle.


  





piątek, 15 września 2017

And if...

And if you're lucky
I mean, if you're the luckiest person on this entire planet
The person you love decides to love you back.

wtorek, 5 września 2017

I was

25.03.2016


"Zostaniesz moją żoną! Drugą połówką bez której nie da się żyć więc cała reszta nie ma dla mnie znaczenia. Jestem przekonany, że jesteś nie tą jedną na milion, ale tą jedyną bez której nic nie będzie miało sensu."


poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Promise

Raz ktoś mi złamał serce.

On obiecał, że nigdy tego nie zrobi. 

Obietnica nie została dotrzymana. 

środa, 9 marca 2016

Put it.



Nie rozumiem. Nie rozumiem samej siebie.
Było dobrze, bardzo dobrze... a teraz jestem na granicy spieprzenia tego przez samą siebie.
Nie chciałam powielać żadnych schematów, ale chyba nie umiem. 3 lata (ponad) pozostawiły w mojej głowie schemat który wrył mi się w głowę, którego nie potrafię usunąć. Bardzo ceniłam sobie to, że wszystko jest teraz "inne", ale nie umiem odnaleźć się w rzeczywistości pełnej braku emocji... albo raczej emocji innych niż te, które do tej pory było mi dane zaznać.
Czy potrafię całe życie wyciągać najdrobniejsze przeżycia z drugiej osoby? Czy będę mogła zaakceptować to, że tak bardzo się pod tym względem różnimy? Jest idealnie. Za idealnie. Tak idealnie że aż mdło i czuję niedosyt.
Przywykłam do upajania się uczuciami, które przyszły nagle. Pojawiły się a atmosferze tajemnicy i zakazanych historii, papierosowego dymu i posmaku alkoholu.
Nie potrafię przejść do porządku dziennego z faktem, że nie jestem już każdą pojedynczą rzeczą, która przyciąga. Jestem całością, która początkowo nawet nie zachęcała do tego by ją poznać. Która nie jest tajemnicą do zgłębienia. Nikim ciekawym. Nudną kandydatką na żonę, która za bardzo lubi wychodzić na miasto, trochę za dużo pije  i nie umie rozstać się z telefonem.
Nie cierpię beznamiętności. Szaleję, gdy czuję nie mogę komuś poświecić swoich uczuć.

Nie umiem tworzyć związków od początku. Nie umiem zapominać.

Nie ważne jak bardzo wiem, że obecnie jestem szczęśliwa, mam wszystko czego zapragnę - wymarzonego faceta, przystojnego, dbającego o mnie. Ciągle czuję, że brakuje mi jednego - szaleństwa. Na moim punkcie. Tak, to egoistyczne. Nawet bardzo, ale jednak potrzeba adorowania jest bardzo silna. Chcę być kochanką i przyjaciółką. Chcę móc powiedzieć każdy sekret. Być w pełni szczera. A podświadomie czuje blokadę... Bo tylko z jedną osobą miałam takie relacje, że moglam powiedzieć zupełnie wszystko, nie będąc ocenianą.

Podświadomość nie zapomina.

I przypomina mi o tym bardzo boleśnie, szczególnie kiedy jestem zagubiona.

Chcę być króliczkiem, którego gonisz. Wyzwaniem. Satysfakcją. Nagrodą. Wszystkim.




wtorek, 8 grudnia 2015

Karma



Po raz pierwszy piszę tu kiedy jestem zupełnie szczęśliwa. Tak po prostu.
Zastanawiam się wręcz, czy to nie jest pierwszy raz kiedy jestem szczęśliwa od długiego, długiego czasu. Moje życie zmieniło się o 180 stopni - jest grudzień i nie ma śladu po nieszczęśliwej, zakompleksionej mnie z początku lipca, której życie było uzależnione od humorów toksycznego byłego (na szczęście) towarzysza życia. Jakby ktoś mi wtedy powiedział - zakochasz się, popukałabym się w głowę i odrzekła jebać miłość. 

To wspaniałe uczucie kiedy możesz być sobą. Kiedy nie myślisz na każdym kroku co ze mną nie tak. Patrzysz w lustro i uśmiechasz się do siebie. Czujesz motyle w brzuchu i chcesz skakać ze szczęścia. Nie masz żadnych problemów - bo każde jesteś w stanie rozwiązać. Patrząc z perspektywy czasu, zadziwia mnie jak łatwo przyzwyczajenie można pomylić z miłością, ale wiem jedno - każda dobra rzecz kiedyś do ciebie wróci. Może nie od razu, może po drodze wypijesz łyżkę (albo dwie) dziegciu. Może będziesz niemo krzyczeć w swojej głowie czemu?!, może uznasz że to cię przerasta i sobie nie dasz rady... Ale nadejdzie dzień kiedy zza chmur wyjdzie słońce. I pozwól temu słońcu wyjść, odsłoń żaluzje i żyj. 

Ciężko mi uwierzyć, że sama przeszłam podobną drogę. 

Jedyne co mogę teraz powiedzieć Yes, I do believe in destiny. Albo po prostu Yes, I do. 

Mam 23 lata i chyba po raz pierwszy w życiu się zakochałam...

czwartek, 9 lipca 2015

Perspektywa.



Z 46 piętra wszystko wygląda inaczej. Wszystkie problemy wydają się niczym w porównaniu do rozpościerającego się przed tobą widoku. Jesteś ponad wszystkim, unosisz się ponad wszystkie życiowe rozterki poruszających się pod tobą osób. 

Chciałabym mieć w głowie ten widok za każdym razem, kiedy brakuje mi sił. Kiedy powtarzanie sobie "jesteś silną, niezależną kobietą" nie zdaje egzaminu, kiedy jedziesz tramwajem przez miasto a łzy same płyną ci po policzkach. Nigdy nie sądziłam, że mogę być tak emocjonalnie rozdarta i jednocześnie wyglądać na twardą - porównanie do żółwia jest tutaj idealne. Twarda na zewnątrz, miękka w środku. 

Tak bardzo boję się okazywać emocji. Stałam na skraju przepaści, ufałam tak bardzo, że na słowo "skacz" bez zastanowienia skoczyłabym w dół.  Zaryzykowałam, pokazałam emocje, a został mi wbity nóż w serce aż po samą rękojeść. 

Nie wiem co mam robić.