piątek, 20 września 2013

Deja Vu


Jedenasta, kończę piwo, kopcę blanta
I pisze do mnie koleżanka, którą znam od dawna,
Ale chciałaby coś więcej niż spacer i kumpla,
I ją wkurwia, i chce mi proponować układ.
I mówi, że by wpadła do mnie na seks i blanta,
Albo blanta i seks, albo na blanta seks i blanta.
I później pomyślimy jak to będzie dalej.
Mówię sorry, ale nawet nie chcę się wpierdalać w fazę.
I to wszystko...
Użalam się nad sobą i to nie jest spoko, mimo wszystko.
Oczy mam przekrwione, kłamią jeśli widzą płomień.
Dzisiaj znów słuchałem jej poczty głosowej,
A wieczorem znowu wyjdę i poznam w barach tępe panny
I sztuki, które znałem z opowiadań.
Może z którąś będę dłużej albo zdradzę ją do rana.
I znów nie jest tak jak być powinno, znów chyba jestem... obcy







Jadę tramwajem. Przepiękne, jasne, chłodne światło poranka, ludzie wsiadają i wysiadają. Stoję, jakby mnie nie było, mam deja vu. Żałuję, że nie mam przy sobie aparatu, chociaż nie wiem czy odważyłabym się celować ludziom obiektywem w twarz.
Miałam sen, bardzo dziwny. Oczywiście już go nie pamiętam, ale pozostawił we mnie dziwne uczucie niepokoju oraz ciekawości, którą bardzo bym chciała zaspokoić. Zakazy rodzą historie typu "bad decisions makes good stories", zakazy wywołują chęć złamania. Albo może ja po prostu lubię robić na przekór, co nie znaczy że zawsze to robię.
Brakuje mi motywacji. Do wszystkiego.

piątek, 13 września 2013

Jesienny chłód.

Marzę o jasnych, zamglonych porankach, wśród których rozbrzmiewają dźwięki miasta. Wszystko toczy się wokół mnie, a ja jestem nieświadomą częścią tego zgiełku. Takie jesienne poranki przywodzą mi na myśl zapach jesieni w Poznaniu, chłodne, orzeźwiające powietrze oraz właśnie to niesamowite światło. Zawsze wtedy żałuję że nie mam ze sobą aparatu by uwiecznić życie miasta. Jesień to dla mnie synonim pewnego rodzaju podróży - czasu spędzonego na dworcach kolejowych, w pociągach, przywitania, pożegnania. To także nowy etap w moim życiu, rokrocznie. Wyczekiwanie. Mimo, że tak naprawdę nie lubię jesieni, nie lubię chłodu i deszczu, to zawsze jesienne dni wspominam z rozrzewnieniem. Do tego stopnia, że mam ochotę wsiąść do pociągu i odtworzyć chwile, które już kiedyś przeżyłam - czy to wpatrując się w mrok za brudną szybą pociągu, czy też przypatrując się ludziom na przystanku tramwajowym. Początek, a zarazem koniec. Może to zbyt patetyczne - ale to czas kiedy wierzę w siebie, tak naprawdę.

środa, 11 września 2013

Changing.

Kto by nie chciał żeby zawsze było różowo? Ja bym chciała, chociaż wiem że to niemożliwe. Wiem, że czasem trzeba przyjąć coś "na klatę", ale i tak się przejmuję. Milion razy przetwarzam w głowie "co by było gdyby"... tworzę alternatywną rzeczywistość. Jednak nigdy nie jest dokładnie tak, jakbym chciała. 
Przeznaczenie. Czy to ono mnie kształtuje? Czy to ono sprawia, że czasem trzeba podejść pod stromą górę, by podziwiać piękny widok?  W którym miejscu tej góry jestem - czy dopiero zaczynam się wspinać, czy może jestem już blisko wierzchołka? 
Przyszłość jest dla mnie abstrakcją. Niekiedy wydaje mi się, że tylko coś, co jest realne, jest możliwe do osiągnięcia. Czy jeżeli nie potrafię wyobrazić sobie przyszłości, to ona nie istnieje? 

wtorek, 10 września 2013

Równość.

Od 3 dni boli mnie głowa. Nie pomagają przeciwbólowe, a książka do prawa karnego patrzy się na mnie złowrogo, czarno-czerwony kolor jest jak prokuratorska toga. Czasem mam tak wszystkiego dosyć, że najchętniej rzuciłabym wszystko w cholerę. Ale zaraz potem myślę - zaszłaś za daleko, żeby zrezygnować. Zazdroszczę innym, że w moim wieku zaszli tak daleko - ale czy na pewno chciałabym być na ich miejscu? Nie umiem i nie lubię robić wokół siebie szumu, trzymam się z dala od ludzi fałszywych - może to właśnie dlatego tak mało wokół mnie życzliwości, pozostają tylko ci, którzy są szczerzy ? Albo może przez to, że ja jestem zbyt szczera? 

niedziela, 8 września 2013

W pogoni za ideałami.

Zawsze chciałam być kimś innym niż jestem. Być wyższa, szczuplejsza, mieć mniejszy nos, większe oczy, inne usta, mieć kręcone włosy, być blondynką. Chciałam być lepsza, mądrzejsza, być duszą towarzystwa, mieć wyczucie stylu. Moje ambicje zaprowadziły mnie w miejsce w którym się znajduję obecnie: studiuję prawo, chociaż to mnie tak naprawdę nie satysfakcjonuje. Bo tutaj są inni, lepsi, mądrzejsi, którym nie potrafię dorównać - którym się wszystko udaje, mają wysokie średnie, szczegółowe pytania na egzaminach ich nie zaskakują i jednocześnie robią inny, drugi kierunek. Czuję się szarą myszką - każdy niezdany egzamin jest jak szpila, jak wykrzyczane w twarz "jesteś beznadziejna". Jestem nijaka bo czuję się źle w tym środowisku pełnym pewnych siebie ludzi. Ja też kiedyś byłam pewna siebie - kiedy miałam wokół siebie mnóstwo znajomych, przyjaciół. Lecz oni odeszli, kiedy tylko pojawiły się problemy w moim życiu. Byłam pewna siebie i dumna, kiedy odbierałam na licealnym absolutorium medal za uzyskanie średniej 5.0. Teraz przemykam korytarzami wydziału odziana w nijaki sweter i jeansy, ze spuszczoną głową. Nie chcę się wyróżniać, bo czuję że nie mam nic do zaoferowania - nie mam imponującej wiedzy czy ciekawych historii z minionego weekendu. Przerósł mnie wyścig szczurów. 
Nie lubię samotności - mam ochotę zakopać się pod kocem, oglądać filmy i jeść czekoladę. Ale przecież czekają mnie egzaminy, "kampania wrześniowa", a zaraz potem szara październikowa rzeczywistość i kolejne miesiące w książkach. Poza tym, jestem na diecie, i tygodniowa racja czekolady na którą mogę sobie pozwolić to jedyne 20g. Trzy ostatnie dni zostawiły mnie w totalnej rozsypce emocjonalnej.

sobota, 7 września 2013

Irytacja.


Jestem leniem. Okropnym leniem, do tego stopnia że nie chce mi się czasem wstać i zrobić herbatę. Nie chce mi się wstać i zamknąć okna, mimo ze dzieciaki biegające i krzyczące wokół bloku bardzo mnie denerwują. Mimo że wiem, że dzieciństwo ma swoje prawa, szczerze nie cierpię dzieci od 7 lat wzwyż, które nie są moją rodziną. Marzy mi się idealna cisza w mieszkaniu, chociaż nawet wtedy potrafię rozproszyć się, bo jest zbyt cicho. Irytuje mnie naprawdę wiele rzeczy - podejrzewam, że wiąże się to z ciągłym stresem. Paradoksalnie, im jestem starsza, tym bardziej się stresuję. Kiedy miałam 18 lat i podchodziłam do egzaminu na prawo jazdy, myślałam że w życiu nie najadłam się tyle stresu co wtedy. Byłam tak zestresowana, że się popłakałam. Nawet później, zdając maturę nie byłam tak zestresowana - wiedziałam, że to tylko formalność. Stres był mniejszy, jeżeli wiedziałam czego się spodziewać. Studia zmieniły wszystko - kolejne semestry, kolejne egzaminy - coraz większy stres. Początkowo było to pierwsze 10 minut stresu, drżących rąk, jednak zamieniło się to w totalną emocjonalną rozsypkę - po każdym egzaminie przepłakiwałam dzień ze stresu, wyrzucałam z siebie emocje. Im mniej zależało ode mnie, tym bardziej się stresowałam. Wyrosły mi dwa siwe włosy w wieku 21 lat. 
Czasem wolałabym się lenić cały czas...

piątek, 6 września 2013

Poznań

Studia oduczyły mnie czytać książki. Z namiętnego czytacza, jakim byłam w młodości nie zostało nic. Moje życie stało się życiem standardowego Polaka, bez książek, bez idei, pomysłu na życie. Oduczyłam się pisać - widok pióra zamiast mnie inspirować, odrzuca. Ciągły ból nadgarstka po zapisywaniu w szaleńczym tempie notatek, odbiera mi chęć na pisanie. Studia zweryfikowały moje poglądy, plany. Uświadomiły mi brutalne prawa dżungli, jaką jest życie.  90% czasu poświęcam nauce - po raz pierwszy w całym życiu muszę się uczyć, tak naprawdę uczyć. Mimo niewielkiej ilości zajęć nie mam na nic czasu. Studia sprawiły, że nie umiem się rozwijać. Jedynym wyjątkiem jest tu fotografia. Interesowałam się nią chyba od zawsze, jednak o rozwoju mogę mówić dopiero od niedawna.
Chciałabym wiedzieć co robić w życiu.